Ból
Gorzkie łzy, cichutko kapiące na
parapet,
podczas wypatrywania spokoju za oknem,
w rytm oddechu,wystukują cichutką
melodię
wołającą o miłość...
Słysze: "Wyjdź!Po co tam byłeś?
Mało Ci tego,że mnie i dzieci
wytarczająco już skrzywdziłeś?"
A on jak zwykle, brak odwagi
by powiedzieć cokolwiek...
Wewnątrz okropny mięczak, tchórz!
Na zewnątrz kochana żmija, która
swym kąsaniem zabija...
Słysze: "Po co przyjechałeś?By niszczyć
dalej?"
Pokazuje swą męską dumę -
wstaje, wychodzi - zasypia w fotelu.
Płacze w oknie, mama w poduszkę.
Jednak zmiękła po raz kolejny.
Wstała: "Chodź do łóżka, 20 godzin
spędziłeś w samochodzie!Boże, Rysiu!"
A on twardo, mimo, że krzywdzi...
krzywdzi nadal.
Nie wstanie, lubi być proszony:
"Kur**. Mam Ci zaproszenie faxem
wysłać?"
--"pierd** się!"
I znów krzyk, i znów hałas ... płacz.
Płacz już nie cichutki, tajemniczy,
intymny.
Teraz już płacz wydostający się poza mury
domu, rozbitego domu.
Wszyscy wiedzą, wszyscy gadają.
A ja? Ja jestem dzi*ką pragnącą ich obu.
Dzi*ką pragnącą ciepła, troski w domu.
Jak ja mam kochać, skoro rodzice
miłości nie okazują nikomu?
Jak mam kochać, skoro ...
nie mam przykładu jak to sie robi?
Jak mam kochać, gdy brakuje
bezpieczeństwa w domu?
Boże!Spraw bym nigdy nie oddała
serca...komuś!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.