Bolesny przebłysk
Co za przestrzeń, jakie uciśnienie
ze wszech stron pozorny spokój i ład
budowla o nietrwałych wiązaniach
kłamstwa
rozpierana od wewnątrz zwałami sprzecznych
sił
pozorny spokój, skupienie i koncentracja
podprogowo zaczajone ciągi myśli i
afektów
niby przestrzeń nie zmącona, lecz
podświetlona
energiami tarć, zasnuta cieniami
bezprzedmiotowego lęku
To mój stan przed burzą
w chwilowej małej stabilizacji
jakże dalekiej od jasności myślenia
lecz jedynie mi już teraz dostępnej
oszukańczej harmonii
Brak celu, brak przyczyn, brak skutków
to moja mała stabilizacja
w której przestrzeń zdobyta kłamstwem
najpierw świadomym, potem już mniej
może na chwilę wypełnić się
swobodą myśli, rojem marzeń
i delikatnych uczuć
obietnicami na przyszłość
zadziwieniami nad prostotą szczęścia
Lecz już po chwili wraca jasność
myślenia
i ta jej nieprzełamana bariera wyrzutu
ta nieprzekrzyczana, nieprzepłakana
droga wyjścia na horyzoncie
i zamykają się kraty i szarpię się już
nie w lęku, lecz w strachu
mała oszukańcza harmonia rozpada się
to dobrze, bo bliżej do wyjścia
lecz bliżej też ostatecznego
rozstrzygnięcia
życie, albo śmierć
Nigdy nie przekroczę bariery światła
nigdy nie znajdę się w słonecznej
przestrzeni
może zresztą już tam byłem
jako dziecko
ale wyszedłem z jasności w ciemność
bo słabość wygrała
nie potrafiłem przechodzić przez ból do
światła
nie potrafiłem rozwijać się wewnętrznie
jak pan nad sobą
przestraszyłem się ciemności
choć z niej wyszedłem i do niej powrócę
A przecież przez jaki bym nie przechodził
ból
wiem, że jest drogą do jasności
do niej się zawahałem iść po własnym
trupie
uznając swój biologiczny kres za kres
ostateczny
i ceniąc sobie bardziej życie w
ciemności
niż zejście ze świata w bólu i w
jasności
w ciemność wyobrażonej przez zmysły
śmierci
będącej przecież jedynie złudzeniem
życia
któremu zabrakło wiary w rzeczywistość,
poza tą,
w której w nic nie wierzy, poza swoimi
złudzeniami
zrodzonymi ze strachu przed niewiadomym
Może trzeba być straceńcem
bo dostrzegając ból na drodze do
szczęścia
nie warto przed nim uciekać
bo i tak się go nie uniknie
a prawdziwego szczęścia nie znajdzie
na marginesie życia, w za ciasnym
ogrodzie
fałszywej rozkoszy
trzeba iść po moście cienkim jak włos
i ostrym jak miecz do prawdziwego raju
Może trzeba uwierzyć w nieśmiertelność
odejść bez zastanowienia
być nade wszystko wiernym swej godności
mieć spokojne sumienie w chwili wyboru
bólu śmierci
wierząc, że po własnym trupie
dojdziemy tą drogą do jasności, wierności
sobie,
jedności czynu z wewnętrznym pragnieniem
do szczęścia, które nie jest ucieczką
a wytrwaniem w tym stanie naturalnym
wymagający siły
Komentarze (1)
brakuje wszystkim słońca i smuteczki Dramatyczny bo
cel nie jest jasny i proste szczęście nie uśmiecha się
Refleksyjny mądre rozważania ale nieco krańcowe,bo
słabość towarzyszy szczególnie w uczuciach u
wszystkich Wiersz mi się podoba wart przeczytania
Tworzenie realnej drogi Na tak :)