Brednia
Ból. Czuje go wszędzie.
Przeszywa moje ciało z góry do dołu.
To już chyba koniec.
Ale zanim umrę musze jeszcze się
pożegnać.
Staram się. Lecz nic mi nie wychodzi.
Chciałbym się z wami jeszcze raz
spotkać.
Ale nie mogę. Dlaczego?
Bo Was nie ma. A dokładniej?
Bo mnie ni ema i nigdy mnie nie było.
Zawsze byłem tylko duchem.
Zjawą pałętającą się po świecie.
Mówicie mi że bredzę.
Podajcie chociaż trzy powody,
Dla których miałbym jeszcze żyć.
Aaaa!! Wiara, nadzieja i miłość
powiadacie.
Wiara w co? W to, że może jeszcze. się
komuś przydam.
Wątpie w to.
Nadzieja na co? Że może będzie lepsze
jutro?
A czy to lepsze jutro nie powinno być już
dziś?
Miłośc do kogo? Nikt mnie nie kocha.
Mnie sie nie da kochać.
Jestem wyrzutkiem.
Zawsze jestem sam.
A widzicie. Każdy Wasz argument jest
niczym.
Tak jak niczym jestem ja.
Nigdy się tym zbytnio nie przejmowałem.
Bo niby po co?? Dlaczego??
Niemam powodów aby żyć dłużej.
Więc umieram. W spokoju.
Bez zmartwień.
I bez tego bólu.
Co przeszywał moje ciało z góry do dołu.
Wreszcie wolny, wolny jak ptak.
Lecz znowu samotny.
Jak zawsze
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.