Brzozo, siostro...
Brzozo z lat dziecinnych, jakżeś
posiwiała
Czyżbyś swą siwizną mnie dorównać
chciała.
Tyle trosk przeżyłem, nie do uwierzenia
A ty w jednym miejscu od dnia
posadzenia.
Kiedy byłaś trochę mniejsza a ja jeszcze
młody
Z uroczym dziewczęciem szczególnej urody
Schadzki mieliśmy miłosne obok pnia
twojego
Ty byłaś milczącym świadkiem uczucia
pierwszego
Trzymaliśmy się za ręce, tobą
przedzieleni
Aby zbytnio się nie zbliżyć, tak
onieśmieleni
Patrzyliśmy sobie w oczy przeważnie w
milczeniu
Nasze serca szybko biły, wszystko w twoim
cieniu.
Ty się prawie nie zmieniałaś, ja szybko
wzrastałem.
Pierwsza miłość przeminęła, dziewczyny
zmieniałem.
Miejsca spotkań inne były, nie tak
romantyczne.
Spojrzenia, to było mało, one nie tak
śliczne.
W świat szeroki los mnie rzucił, ty stoisz
gdzie zawsze.
Wirowałem w tyglu życia a uczucia
trwalsze
Zasłoniły obraz twój i tamte przeżycia
Teraz wszystko to odżywa, wspominam cię
dzisiaj.
Brzozo, siostro całkiem siwa, jestem taki
sam
Czy wciąż stoisz tam gdzie zawsze?, tę
nadzieję mam.
Co raz bliżej jest ta chwila, dla mnie i
dla ciebie
Skończysz w piecu lub w tartaku, a gdzie
ja... nie wiem.
8 maja 2006
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.