BURSZTYNOWEGO KRATERU DNI OSTATNIE
Gdy lampion rumiany, atłas arkad
opuszczał sennie...
Symfonii wiatr deszczowy sonaty mej
zgotował tu oblicze melancholijne.
Bursztynowy Krater romantycznym nowiem
oświetlając wpierw zabrzmiał,
gdy szepty zza szarych chaszczy, na żer
spuściły
zwierzyny wściekłe, łowne oraz
drapieżne...
Czas przystanął w rąbku akcji gdy
zerwały
się wichury,
chłoszcząc koron mocną zieleń...
Grał mi eter burzą zwlekły, na pianinie
starym
w sadzie węgierkowym,
wzbudził w skrzyni czarnej tchnienie, choć
to serce
z dawien milczące tkwiło, w swym
swoistym
cmentarzysku, gdzie śnieżyce orały
mrozem,
gdzie gorączka skwaru czerwcowego,
ogniem opadała w klawiszy
śmiertelność...
Burza grała wichrem silna, mej sonaty
długie brzmienia,
gdy drapieżne wściekłych, ostre szpony
nad wysięgnicą ponad góry, w nowiu
ranę uczyniły...
A deszcz nadal grał, spokojniej...
chłodnym kropel rojem twórczym
tym najczulej i żałośniej zagrał lament
srebrną nutą,
tak przejętą i zgaszoną pod gwiazdami
samotnymi,
załkał largo, ciężkim basem
spowijając moim wzgórzom chóry,
gdyż ustawał ten artysta... drobnym
ściegiem
sącząc krańce gdy zapadła w noc tą
głuchą
miasta czeluść, zwierzyn czujność...
Bursztynowym mym Kraterem wstrząsnął
spokój
przeraźliwy, senny, długi z sonaty echem
rozpostartym, zakrywając nas od niebios,
porywając w sen czarowny,
nutą srebrną dźwięcząc w sercu...
(Raden Eloer... Bursztynowego Krateru me ostatki w pożegnanie wnet zasnute deszczem... )
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.