Był czas...
Był czas, gdy niczym lunatyczka
pokochałam.
W zapewnienia o NAS obojgu
uwierzyłam…
Krawędzią kruchego zwierciadła
wędrowałam.
Zaufałam. W przepaść pode mną nie
patrzyłam.
Przyszedł czas, gdy serce imię Twoje
zaśpiewało,
rozkosz Naszą w zwierciadłach oczu
zobaczyło,
przyzywane z nicości w Twoim
zapadało…
Niczym brylant - w pragnieniu miłości
zalśniło…
Przyszedł czas pogrzebania obaw –
zaufałam…
Na Wyspie Szczęśliwej w rosarium
uniesienia,
jak róża najpiękniejsza w sercu wzrastać
chciałam,
w tajfunie żądz ciał naszych szukałam
spełnienia.
Przyszedł czas, gdy nadzieja z tęsknoty
konała…
Wydzielane wspólne chwile
błogosławiłam…
Zawstydzona duma o garść szeptów
żebrała…
Zaklinając głuchy telefon –
pragnieniem żyłam…
Przyjdzie czas, gdy sama podryfuję wśród
myśli,
odnajdę Twój adres, by go głęboko
schować,
ten sen - pod żadną postacią - już się nie
ziści.
NASZ CZAS minął. Nasze MY można
skasować.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.