Bywa...
Kiedy zadźwięczą urocze słowa,
czuję czarownych krosien turkoty,
co ruchem śmiałym w schylone niebo
wplatają ciepła promyczek złoty.
Pomiędzy splotem jasnego światła,
kluczem jaskółek kreśli się przestrzeń
a czarne struny ciężarów ziemi,
pługi zbierają w owocną jesień.
Mignie coś, błyśnie, odetchnie lekko
przerzuci mostem gest niewidoczny.
W błogosławionym czynie powstaje
śpiew snów, westchnienie przydrożnej
sosny.
I nagle pośpiech, kolorów natłok.
Pejzaż szarości już swoje zgubił.
Krople żywiczne nalewa w dzbany
dzień przed godziną słodkich zaślubin.
Komentarze (8)
Wiersz z pełnym serdeczności przekazem...delikatnie
dotyka tematu. Pięknie i z wdziękiem napisany.
Pozdrawiam.
Wiesz Marylko ileż bym nie zajrzała do ciebie..ileż
nie czytała Twojej Twórczości- zawsze widzę optymizm i
takie "coś" co przyciąga do Twoich wierszy...są one
lekką duszą pisane...dobrym sercem....a komentarze
Twoje....zapierające dech....Gratuluję
twórczości....pozdrawiam...
Tak budzi się dzień a szarość znika :)
Bardzo ładny wiersz pelen optymizmu
druga zwrotka bardzo mnie ujeła bardzo dobry w
odbiorze ... Pozdrowienia
Ładny język, dobrze brzmisz przy głośnym czytaniu,
fajnie:)
piękne słowo i gest ,podobnie jak przyroda ma
niesamowity wpływ na czlowieka ,podoba mi się
określenie schylone niebo,ładny wiersz
Już się zbliża kolorów natłok, nareszcie :)
ech tak się rozmarzyłam czytając ,że nic więcej nie
powiem tylko nadal będę marzyć