Caretas (pocałunek)
Pocałunek Boga
taki ojcowski w czoło,
pod zamiecione włosy,
wygniecione potem zmarszczki po wysiłku.
Lodowata skóra przymarzła do czaszki,
ofiarne usta mocno przywarły,
uwięzione zdrętwiały, sinieją,
syk, kapsel spada z butelki,
perełki gazu z wody wypełniają płuca.
Pewnego zimowego wieczoru,
przed świętem słonecznego wikwitu na
wardze,
dzieci bawiące się na zamarzniętych
okruchach rzeki,
widziały przez chwilę pod lodem,
utopionego starca,
magika Niketasa co w nieskończoność
przypalał sobie brode,
by wreszcie zapłonąć całym sobą na
stosie.
mrugał okiem, złożył usta w pocałunku i
utonął dla głębi.
Na brzegu marzła jego żona tuląc w
sobie,
grzejąc własny cień,
z rozgrzanymi piekielnie policzkami,
całe ciepło jej pożądało,
tłocząc się w ogniskach na ucałowanych
ustach.
W dotyku Boga bez oporu czaszki,
pusta przestrzeń, hula wiatr,
topnieją lodowce,
mózg wycieka szparkami po cebulkach
włosów,
kościste wnętrze rozświetla ogon
rozżarzonej komety,
pocałunkom nie ma końca,
a głowa ukręcona na żyłach,
dokarmiona coraz cięższa,
spada na Boże Narodzenie.
Komentarze (2)
Masz jednak gotycką wyobraźnię!!
Jestem pod wrażeniem dramatu jaki się rozegrał.