Cenny papier, cz.2/4
wspomnienie z nowo pisanej książki
cd.
W pierwszej chwili nie wiedziałem, jak
zabrać zakup do domu – na mnie zwisała już
stara torba fotograficzna. Zamocowałem ją
więc na tylnym bagażniku, ale nie było jak
doczepić okazyjnie zdobyte, papierowe
bogactwo. W końcu przewiesiłem przez ramię
girlandę, nawleczoną na szorstki, pakowy
sznurek. Próba ruszenia z miejsca nie
wypadła źle, „można jechać”. Prawie
podśpiewywałem z radości.
Po kilkunastu naciśnięciach na pedały
poczułem, że jednak drogocenny naszyjnik
papieru przeszkadza – obijał mi kolana, a
szorstki sznurek nieprzyjemnie obcierał
gołą, spoconą skórę na szyi i barku.
Stanąłem i zdjąłem girlandę. „Jak się
zabrać”? Nie uśmiechało mi się piesze
prowadzenie roweru przez jeszcze
ponadtrzykilometrową drogę. W końcu wpadłem
na rozwiązanie – pęto papieru podwójnie
obwinąłem na kierownicy. Zwisało dość
nisko, ale po spróbowaniu jazdy okazało
się, że można pedałować; rolki dalej
obijały się o kolano, ale przynajmniej
sznurek nie obcierał mi szyi.
Dojeżdżałem już do głównego skrzyżowania
obok kościoła „Krzyża”, widząc z daleka, że
zielone światło sygnalizacji świetlnej pali
się od dłuższego czasu. „Cholera, zaraz
zmieni się na żółte! Przecież nie będę
czekał dwie minuty…” – nacisnąłem na
pedały, gwałtownie przyspieszając. „Żółte!’
– ale byłem już pod światłami –
„zdążę!”.
…Rozejrzałem się, zaskoczony. „Co ja robię
na środku skrzyżowania? Dlaczego siedzę na
asfalcie?!”. W pierwszej chwili nie mogłem
sobie nic przypomnieć, jakbym miał wycięte
z pamięci. „Co jest?! Dlaczego mój rower
leży na ziemi? Przecież nigdy go nie
rzucam, zawsze opieram o coś…”.
W tym samym momencie tir z gwizdem hamulców
i opon przejechał obok mnie prawym pasem do
skrętu w prawo. „O cholera! Prawie na mnie
najechał! Co jest?!”. To mnie gwałtownie
otrzeźwiło. Zaczęło do mnie docierać,
że…
W tym momencie podbiegli do mnie jacyś
ludzie, pomogli się podnieść. Zachwiałem
się. Spojrzałem na nich, ale mroczki w
oczach przeszkadzały w widzeniu;
potrząśnięcie głową trochę pomogło, mroczki
zaczęły znikać. Dopiero teraz,
podtrzymywany, rozglądnąłem się wokół –
widok był niecodzienny. Z czterech stron
skrzyżowania stały samochody, dwa z nich,
na pasach poprzecznego skrzyżowania,
znalazły się blisko mnie, na samym środku.
Tir, który mnie minął, też blokował
skrzyżowanie, a dźwięki klaksonów wwiercały
się w uszy.
Dopiero teraz poczułem ból głowy i prawego
ramienia. „O cholera! Wywaliłem się… ale o
co walnąłem? Nic nie pamiętam…”.
– Żyjesz, chłopie? – To jeden z
podtrzymujących spojrzał mi prosto w oczy.
– Zejdźmy z jezdni. Możesz chodzić?
Poruszyłem nogami; na szczęście nic nie
zabolało. Kiwnąłem potwierdzająco głową i
przy pomocy dwóch mężczyzn znalazłem się na
chodniku. Ktoś przyciągnął mój rower, inny
doniósł torbę fotograficzną z urwanym
paskiem. Rzut oka uspokoił mnie – girlanda
papieru dalej była przywiązana do
kierownicy roweru. „Uff, nikt się nie
połakomił. Na szczęście dużo ludzi”.
– Jak się czujesz? Wezwać pogotowie? – To
ten sam uczynny mężczyzna pomógł mi usiąść
na trawniku.
– Co mi się stało? – zapytałem,
jednocześnie odruchowo ściskając zdrową
ręką prawą skroń. Głowa ćmiła mi bólem. Na
szczęście samochody ponownie ruszyły i
przestały przeraźliwie trąbić.
– Nic, chłopie, nie pamiętasz? – Drugi z
mężczyzn nachylił się nade mną. – Ważne, że
żyjesz.
– Pamiętam… – Poruszyłem prawym ramieniem.
Bolało, ale znośnie. Ręka chyba nie była
złamana, chociaż nie dała się podnieść zbyt
wysoko. – Pamiętam, że przyspieszyłem, aby
zdążyć przed czerwonym i nic więcej.
– Nic?! Naprawdę nic?! – Pierwszy z
przechodniów rozszerzył oczy w zdumieniu. –
Stałem na chodniku, jak pędziłeś. Nagle
twój rower jakby uderzył w betonową
przeszkodę. Dosłownie stanął w miejscu, a
ty wyleciałeś jak z katapulty, aż na sam
środek skrzyżowania. – Pokiwał głową. –
Miałeś, chłopie, cholerne szczęście, bo za
tobą tir też chciał zdążyć. Ledwie wyminął.
Chłopie, byłeś o włos od śmierci!
---
cdn.
Komentarze (10)
JoViSkA, Matka Natura zadbała, abyśmy nie łamali się
przy każdym uderzeniu. W moim przypadku dalej dba :)
Tekst wciąga...Dobrze, ze nic się poważnego nie
stało...lecę dalej :)
Marek Żak - w większości z minionych lat pamięta się
te lepsze chwile. Ale... u mnie jest jedno i drugie.
Pozdrawiam.
Dobrze piszesz, to wiemy, a ten tekst też jest OK, z
ironią i dystansem, ale ja z tego okresu to wolę
zapamiętać te fajne dziewczyny, niż otaczający syf, o
którym wolę zapomnieć. Pozdrawiam
Jastrz, też mnie zaskoczył. Ten zwrot ;)
Dzięki, Jobo. Zawsze przyjemniej autorowi, kiedy komuś
się podoba.
Miałem szczęście, ale i nabyty odruch upadania (grałem
poprzednio w siatkę).
Markiz69 - wystarczyło. Inaczej bym się podzielił ;)
Niespodziewany zwrot akcji.
Dobra proza, wciąga!
Głos mój i szacun jest twój!
miałeś cholerne szczęście
ale ale czy tej kobiecie za Tobą w kolejce wystarczyło
papieru?!