Chochliki
Gdzie wciąż znikają kruche ciasteczka
przechowywane w ogromnym słoju?
Pies ich nie jada; pytam córeczkę,
mówi, że zjadł je ciastkowy potwór!
Pora na obiad, wyciągam sztućce,
znów gdzieś się podział jeden widelec.
Synuś go znalazł w rogu pod łóżkiem.
Sztućcowe skrzaty widać istnieją!
Nocą opróżniam pralko-suszarkę,
sortuję, składam... To ci historia
- cztery skarpetki nie mają pary.
Pewnie grasował tu skarpetojad!
Nie zapraszamy stworów do domu,
jednak przychodzą w czapkach niewidkach
i zabierają co się spodoba,
strzeż swoich skarbów, żeby nie znikły!
Komentarze (75)
Śliczne! U nas w domu te duszki nazywaliśmy toniejami
/ od: to nie ja ;)/.
Chyba wszędzie
w każdym domu
nas wkurzają
po kryjomu:)
Pozdrawiam:)
swietnie:_):)
Teraz już wiem, czyja to robota:)
Fajny:) pozdrawiam:)
a to dopiero chochliki
trzeba pilnować tych skarbów chyba,że ktoś lub iw
skarpetkach chodzić nie do pary
miłego dnia:)
użytkownik usunięty
użytkownik usunięty
2017-04-08
masz świetne poczucie humoru. wiersz - palce lizać.
skarpetojad - ha,ha,ha
pozdrawiam :)
masz świetne poczucie humoru. wiersz - palce lizać.
skarpetojad - ha,ha,ha
pozdrawiam :)
Fantastycznie wesołe :)
Racja, trzeba pilnować skarbów, a najlepiej, gdy robi
to mama ;)))
Pozdrawiam z podobaniem :)
Halinko, pewnie, że pamiętam ten wiersz :)I pamiętam,
że poprawiałam Twój wiersz, zawsze miło sobie
wspominam pracę nad wierszami, czy to moimi, czy
innych Bejowiczów. I nie pisz, że zaśmiecasz, po to są
komentarze by pisać :)
Panie Yanzem, dziękuję za pochwałę, cieszę się, że
wierszyk się spodobał. Pan rzadko komentuje wiersze,
tym bardziej cenny jest dla mnie Pański komentarz. I
dziękuję za wskazanie błędu, już poprawiam :)
ha ha ha samo życie z dorastająca młodzieżą
Bardzo obrazowo i z humorkiem - :)
Podoba się i to bardzo Aniu
Pozdrawiam serdecznie :)
przepraszam, ze Ci zaśmiecam pod wierszem, ale bardzo
chciałam Ci go przypomnieć.
bardzo fajne ciepłe domowe spojrzenie:)
Aniu robię porządki w archiwum.
Pamietasz ten wierszyk?:)
DLa Ciebie i Wolfa napisałam dwa lata temu, gdy
uczyłas mnie liczyć zgłoski, stosowac sredniówkę i pól
nocy pomagałaś przy moim "Kamieniu". Nigdy tego nie
zapomnę. To moje najmilsze wspomnienia z beja:) Chyba
go ponownie opublikuję. Nikt już nie pamięta, a jest
mi tak bliski, choć rymów w nim dokładnych od
groma;)))
Leczenie wiersza
Wiersz się narodził łzą i bólem
lecz i nadzieją. Szła do nieba.
Miał serce, duszę i z pewnością
wzruszał, słowami cicho śpiewał.
Lecz wynikł kłopot, matka wiersza
nie przeszła badań prenatalnych.
Maluch uszczerbki miał na zdrowiu,
a był dzieciaczkiem niebanalnym.
Wiersz bardzo kulał, choć nie leżał.
Cierpiał na wiele przypadłości.
Biodro zwichnięte, noga boli.
Nie mógł pofrunąć. Miał trudności.
Matka się bardzo zamartwiała.
Kupiła maści, znane ziółka.
Zaczęła też terapię moczem,
mokre kompresy, lek w ampułkach.
Wtedy przyjechał ordynator,
wraz z panią doktor. Z tytułami.
Konsylium ważne powołali,
by nie powłóczył kończynami.
Doktor odstawił liść konopii,
zakazał sikać i nacierać.
Szuflady ważne pootwierał.
Skalpel! zarządził. Trzeba szperać.
Pani doktor w nocy nie spała,
zmieniała bandaż i kroplówki.
Póżniej głaskała i mówiła:
Już będziesz zdrowy mój malutki.
Mamusia wiersza promieniała,
że wreszcie ktoś mu podał rękę.
Bez honorarium i koperty,
zechciał uleczyć jej perełkę.
Wiersz teraz dumny, choć w szeregu.
Szczebelków trzyma się drabinki.
Do pani doktor i doktora
puszcza dziś oko, robi minki.
No a mamusia zadowolona,
bo troszkę wyżej zaczął hulać.
Bardzo ostrożnie i z czułością
kołderką uczuć go otula.
U mnie w domu, te potworne potwory zrobiły sobie
magazyn w pokoju mojego syna. I niestety jakoś się
ciągle dogadują ;) +