Choroba
Przyszła do mnie w niespokojną noc.
Wdarła się w krąg rozbawionych twarzy.
Przez usta niczym grzeszny wąż
Wśliznęła się bezwstydna i drżąca.
Gdy w piersiach swe gadzie gniazdo uwiła
Jad sączyć poczęła w me ciało.
Najpierw zdziwiona płomień palący,
jak miłość mężczyzny na skórze.
A zaraz lodowcem krew w żyłach zamraża.
I drżę jak osika na wietrze,
A krople rosy po skórze mej płyną.
W miłosnej agonii się wiję.
Kochankę nienawistną chcę zgładzić.
Lecz ona uparcie mnie pieści.
A z nią w łóżku bawi mnie nuda
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.