Co dzień ryzykuję?
Kolejny dzień, kolejny grzech, który mnie
spycha w głąb czarnej otchłani mego
życia
Zamiast iść naprzód ja się cofam
i idę z każdym nowym dniem na kres
wytrzymałości Tego, który mnie uformował
Obiecuję oczyszczenie za każdym razem, gdy
nóż mam na szyi – pomaga
Ile razy jeszcze pomoże?
Pewnie tyle, ile miłości w sobie ma Ten, co
przykłada mi nóż
Ciekawe czy pociągnie ostrzem, gdy będę na
progu przepaści
między człowieczeństwem a bezduszną
obojętnością na wszystko?
Na ile mi jeszcze pozwoli?
Na ile ran, bólu, ostrych pchnięć nożem?
Spraw bym pamiętać chciał!!!
Może wtedy otworze oczy, zobaczę i
zrozumiem …
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.