codzienny
jestem zmęczony,
tak bardzo, że głowa zdaje się być za
małą,
aby powstrzymać ten chaos, potok myśli,
nieskończoną retrospekcję,
samoogłupianie,
destrukcję wewnętrzną, której jestem
świadomy
- i co z tego,
jestem zmęczony
w pustce pusty, bezkształtny, ale i
pierwotny i niezrozumiały - to ja,
krzyk otchłani, bezkres, samotny płomień
gorejący nienawiścią tego świata.
spalam cały sens istnienia minuta po
minucie,
zabijam potęgą własnej beznadziei,
zabijam sam siebie
głupi, głupi, najgłupszy,
wiem,
trwam w tym półśnie, zapadam się w nim, w
tej niemocy,
inaczej nie potrafię.
najsłabszy,
kulę się przed rzeczywistości bezwzględnym
obliczem,
jakże straszne to oblicze,
jakże hipnotyzujące..
jestem zmęczony tym, że nie potrafię się
przełamać
i w zwykłej codzienności umieram sekunda po
sekundzie,
gdy w szarości bezkresie wszystko zdaje się
krzyczeć,
w pustce pojawiasz się ty,
twoja twarz,
powoli, kawałek po kawałku objawiasz się
cała,
na pewno?
a może raczej pojawiasz się z nikąd, nagle
wybuchasz w mojej głowie,
zapierasz mi dech i trzymasz,
trzymasz aż się zmęczę i bedę już tylko
żałować.. wszystkiego,
rozbudzasz to co ledwo udało mi się
wygasić,
a ja już nie mogę,
chcę krzyczeć,
chcę krzyczeć aż w posadach wzruszy się
cały świat,
i znów,
uderza we mnie marność
Komentarze (1)
Nie znasz się na wierszach? Mam wrażenie, że to
przekora. Na prawdę bardzo ciekawie piszesz i w mojej
ocenie są to tak czy inaczej wiersze. Nawet zmęczone
mają w sobie siłę.