CODZIENNY ŚWIST
Świst tak dobitny,ze uszy zawija
w pogoni za czymś kusi chorobliwie
Pragnienia to nienasycona żmija
Dlatego zawsze kusi pieszczotliwie
Ci co sluchają w uszach swych otwartych
Dżwięków co niosą nieznane oddale
Dzwięków co śwsitem to trzewi przeżarte
Będą słyszeli to co slyszą stale
Fale,miraże i coś co jest dalej
Nieznać umiaru w swoim przeżuwaniu
To cel tak dobitny wpisany w ten skowyt
Aż w kartach życia wiele nie ostanie
W barwach przejsciowych mocno
zaciemnionych
Pozorne szczęście,pozorny dobrobyt
W gazetach piszą-nowe oświecenie
Wszystko odkryte,bierzcie co wam damy
Lecz nikt nie pisze za jaką to cenę
Bo za pieniądze już się nie sprzedamy
Wielka samotność,wielkie opuszczenie
Dla tęsknot wielu kraty zasłoniete
Nie chcesz ich wyrwać nie wiadomo czemu
Jakby nietknięte,miały być nietknięte
Nie czartów pora,nie czasy rozkoszy
Snu przyczajona niewielka szczelina
W której na chwilkę spocząć mogą oczy
A jednak czas sie ciągle nie zatrzymał
Nikt mnie dotykiem dzisiaj nie rozpalił
I nikt namiętnie mnie nie pocałuje
A to co czycha na mnie gdzieś w oddali
Może zaszuje mnie,może oczaruje
Nie na tym polu moje dociekania
Bowiem świst wszelki odrzuciłem dawno
Choć kusi wizja samozaprzedania
Nie mam już chęci pakować się w bagno
Świst z kądś przywieje nowych
wędrowników
Dżwiękiem tak mocno tym oczarowanych
I dróg odkryje milion do świeczników
Że niedostrzegą siebie za przegranych
Wielka samotność,wielkie opuszczenie
To tylko pozór w świstowym zwierciadle
A tak naprawdę tam spotykam siebie,
Siebie samego,to co jest naprawdę
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.