cz. IV (Jest Jeszcze Taki...
W cztery strony świata.
Lustro zawieszone w półmroku wielkiej
sali.
W niej ty i ty.
Pochmurny gdy widzisz deszcz i zimno
przeszklone między,
a przestrzeń ta ozdobna w ramy.
Lecz intuicyjnie i nieśmiało zaczynasz się
uśmiechać,
mgły się podnoszą a promienie słońca
wracają poprzez
przeszklone między,
a przestrzeń ta ozdobna w ramy.
W wyniesieniu miękkich kroków i gestów poza
sale
jest podobnie. Powietrze zmokłe od ciszy,
lasy
zroszone świeżą rosą rozbrzmiewającą w
liściach,
słońce a nawet ta najbardziej
niezrozumiana,
wykrzywiona od niechcenia twarz ludzka,
choć brzmi to strasznie umiejscawiając ją
tutaj,
wszystko jest zwierciadłem nastroju i
podejściem twoim
jako ciebie samego jednostkowo
spoglądającego
poprzez pryzmat subiektywizmu dwóch
oczu.
Cykałaś regularnie jak konik polny
pod ciepłą płachtą złej nocy i płynnych
gwiazd.
Rozmyta tym majem jak zmokłe kwiaty
w deszczowych łąkach odległych pól.
A ja odbijałem się pod księżyca cieniem
wątłego kapłana wplątanego w ścieżki.
Dobrze jest mieć tylko jedno odbicie.
Komentarze (4)
zachęcam do zapoznania się z całością poemy, jest
tutaj wysyłana częściami od prologu.
pozdrawiam
Wiersz bardzo udany jak obraz ruchomy Bardzo piękny w
słowie Dobra impresja Brawo! +
wiersz piękny, zachwycający przenośniami, pozdrawiam
:)
podoba mi sie plastycznosc slowa - cos ladnie dzwieczy