Czarka
Chciałem kochać, kochałem
chciałem płakać, płakałem
chciałem żyć, żyłem
Nie chciałem umierać, umarłem
Miłości swojej nie wyznałem.
Przez brak odrzucenia płakałem.
W obojętności swojej żyłem.
W oschłości swojej umarłem.
Celu w życiu nie miałem.
Pilem, paliłem, nie żyłem.
Oto ja, chodzący trup,
który nic nie chce, nie pragnie
Nie przynależę do żadnych grup,
tkwię ciągle w swoim bagnie.
Nie liczę się z nikim i niczym.
Bóg? a kim jest Bóg?
Patrzy się na mnie ze swego tronu,
słowem nie rzeknie, nie wypuści gromu
Trup mój mnie uwiera, coś trupa mego
gniecie
Wybrzmiewa we mnie, "Idź na mszę
człowiecze"
"Po co iść skoro tradycja mnie
zmusza..."
spokoju nie daje, sumienie mnie rusza.
"Pójdę więc i powiem Boże co myślę,
a jak nie powiem... to chociaż pomyślę,
że jako garncarz kiepską masz markę,
że mnie stworzyłeś jako marną czarkę,
Która jest ciągle głodna miłości
ale miłości nie wyda słowa...
Bo widzi.... że jest tylko czarką...
z pękniętym uchem, zatartą miarką...
Lepiej mi było się wcale nie rodzić!
Niż po tym świecie błądząc chodzić!
Dlatego zostawiam wszystko jak było,
trupem za życia zostanę, by się
spełniło,
me przeznaczenie nieszczęsne...
A kiedy ziemia swe łono otworzy
I ciało moje jako trup wklęśnie
Wtedy trup duszy mej się strwoży
czekając na wyrok niechętnie.
Zasypiam... a wiatr sobie wieje...
Ale co to? co się dzieje?
Czemu widzę ognik wesoły,
który skacze po mnie jak pchła?
utrapienie!
krąży przy uchu i bzyczy jak pszczoły
stwarzając mi nowe cierpienie.
Kręci się, wierci się w mojej głowie!
zaraz rozsadzi od środka! Potwora!
O matko kochana! któż to wypowie!
Jak straszna może być zmora!
Usiadła na mnie, tchu mi brakuje,
"Czego chcesz?" pytam, ona potakuje:
"Jakże to, jesteś mój kochany,
trup do trupa ciągnie, zostałeś
sprzedany
to znaczy twój trup jest teraz w mojej
mocy
i będzie tak zawsze, kiedy zechcę w
nocy.
Myślałeś że będziesz spokojnie czekał
Aż wypełni się ciała życie?
Nie, nie tak kochany, będziesz sobie
stękał
A ja odżyję i zjem obficie
Już czuję że będziemy razem
A zwłaszcza w chwili gdy stajesz się
głazem.
"Zdrowaś Maryjo, ratuj mnie proszę
modlitwę swoją do Ciebie wznoszę
zmora się na mnie rzuciła i zdziera
ze mnie ostatnie tchnienia życia,
umieram!"
Wtem światło zabłysło i tyle pamiętam,
żadnych głosów, żadnych mar,
czy to zrobiła ta święta?
czy przerwała snu czar?
Jakże się cieszę żem uratowany!
że żyje ciało moje z trupem moim
Jednak chcę zmian bo takiej mary
Jak żyję, nie pamiętam w życiu swoim!
I po 3 dniach, jak po 7 latach,
zapłakałem
a płacz mój był doniosły, jak dziecka...
Słowa przeplatały się z łkaniem
Wołałem! do tego co jest kochaniem!
"Serce weź moje kamienne!
a daj mi z ciała serce!
pragnienia moje płomienne
Tobie oddaje! w twe ręce!
Bo tylko ty mnie poznałeś,
ty chciałeś, bym żył dla Ciebie
Dla mnie... na krzyżu umarłeś
Dla mnie... mieszkanie masz w niebie
Oto rachunek jest sumienia
I żal za grzechy z postanowieniem
szczerym
Że czarką jestem to się nie zmienia
Lecz Ty posiadasz życia stery!
Do Ciebie Boże mój... o jedno wnoszę
żeby ten trup, ten mój,
wskrzeszony został, proszę...
Abym się cieszył jak wtedy
gdy kochałem, jak chciałem.
Komentarze (5)
Życiowy przekaz skłaniający czytelnika do refleksji.
Pozdrawiam.
Marek
Dzięki za komentarze.
Sam wiersz powstał wczoraj mniej więcej też o północy.
Pozdrawiam :)
Wow, jest co poczytać, niezły debiut.
Nijako wiersz ten trochę podobny w pewnych aspektach
do innego, wymownego wiersza, który pojawił się na
beju tuż przed Twoim. I także w komentarzu mógłbym
wspomnieć o moim dawnym koledze, który pił/ nie pił,
ćpał/ nie ćpał , nie żyje, a może to ploty i żyje.
Pozdrawiam :)
Pozdrawiam
Mocny poddania