Czarna krew
Nie chcę już się podnosić
Ani ocierać z twarzy łez
Mam dosyć ciągłej nadziei
Z której i tak naradza się bezsens i
złość
Tworzy się próżnia ciemna i szara
Zatracam się...
Leżę w twardej trumnie
Ubrana w białą suknię
A w koło czarna krew
W dłoni sucha róża
Niczym twardy głaz
Obrośnięty ciernistym mchem
On wyznacza serca mego kres
Dosyć utopii zwanych miłością
Dosyć cierpienia, które zabija mnie
Nie chcę się budzić- niech sen zabierze
mnie
Na zawsze odejdę...
I lepiej będzie, wam których kochać
chciałam
Przepraszam, może was niedoceniałam..?
Dlatego teraz pozostał martwy czas
Może kiedy odejdę zaświeci słońce
A szare chmury odsłonią twarze się śmiejące
Bo ja zmartwień jestem źródłem
I...
Przepraszam za to, że byłam i jestem
Ja po prostu chciałam tylko was kochać
A jednak mam ochotę wysypać z broni
proch
I sypnąć nim w twarz
Tym, którzy wzgardzili, zranili...i
odeszli!
Komentarze (1)
Smutek zal i cierpienie,wspanialy klimat i duza
wrazliwosc uczuc