Czas dobiega końca...
Deszczowa noc, pochmurny dzień….
Stoję w kałuży, w której woda miesza się z
łzami… Zaledwie krok dzieli mnie od
uwolnienia duszy… pozbawienia jej
ciężaru zwanego ciałem…
Tak blisko a jednocześnie tak daleko...
Jeszcze nie dość odwagi by wykonać pierwszy
a jednocześnie ostatni ruch. Lecz jeszcze
nie naszedł mój dzień jeszcze tyle spaw do
załatwienia… Najpierw trzeba
cierpliwie czekać, aby wkroczyć w nowy
świat niosący ze sobą chorą odwagę która
dopełni czynu po to żeby za sekund parę
szesnasto tonowa kupa metalu i innych
rzeczy zgniotła moje kości niczym
zapałki… zamieniła je w proch tak aby
już nigdy się nie odrodziły… po to by
wszyscy zapomnieli że kiedyś ułożone w
porządku tworzyły mnie…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.