Cztery pory roku...
Późną porą kiedy zapada mrok... wybiegam z
domu zaspana już szukam wyschniętych
stuletnich drzew gdzie swoją rozmowe zaczne
Che porozmawiać z szumem złotych lisci
Chce zaśpiewac pieśń która roznieśie sie na
wszystkie strony swiata
Potem pójde gdzies gdze znajde spokój który
ze mną spędzi noc razem w tanću aż do świtu
razem slonce powitamy...
Późną porą gdy mróz chyta okna szalik wezme
i powędruje gdzieś zaczne lepić śnieżnego
balwanka który w męszczyzne zienił się w
nocy gwiazdy swą poezją śpiewaną do snu
ukołyszą mnie...
ranną porą napije się rosy z traw młodych i
pobiegne boso az po choryzatu kres słońce
weźmie mnie polece wysoko i kwiaty
zasieje...
Po południu rzuce się w wir morski by z
syreną czesac grzywy morskich fal i na
piasku zlocistym bede palmy i podziwiać ten
raj...!!!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.