Dazylam do samodestrukcji
...every step that I take....
Wdrapmy sie na te chore pagorki,
te ktore widzielismy tylko w snach.
Ograniczeni posiadaniem jednej szarej
komorki,
urzadzimy sobie na siebie zamach.
Zaplanowalam wszystko, opracowalam kazdy
szczegol,
bedac chora na umysle.
Odwrotnie - od szczegolu - tak po ogol.
Wszystko pieknie zmysle.
I nikt mi nie uwierzy.
Umre, bo Ciebie przy mnie nie bedzie.
Trudno mi sie komus tak po prostu
zwierzyc,
bo wroga wszedzie.
Moze nie zamach bedzie potrzebny?
Moze dazyc bede do samodestrukcji?
Jak wiatr chlodny i zwiewny,
podaze do jakiejkolowiek akcji?
Akcji usuniecia sie, utone w zawisci
innych.
Poczekam, az udzielisz mi bezcennej
rady.
Nie zaczne tez szukac winnych.
Nie straszne mi beda ogniowe umyslu
odpady.
Caly czas bede czekac na te bezcenna
rade, prosto z twych ust.
Poczekam, bo ujrzec chce twa twarz tak
promienna.
Taka jakiej nie mialo zadne z greckich
nawet bostw.
Misternie uknuty plan juz legnal w
gruzach,
bo stoisz na jednej z tych dlugich ulic
nieoswietlonych.
Inna stoi kolo ciebie teraz muza,
wsrod ogni w oczach twych rozpalonych.
Piec po szostej po nas przyjda.
Zabiora umysly, w ktorych MOJ PLAN sie
zrodzil.
Dopiero wtedy, gdy wyjda
moj ojciec zaplacze, ze kiedys mnie
splodzil.
Sama sie zniszczylam.
Porazki mej dobiegl juz kres.
Zycie zakonczylam.
Minute temu...o 6:06 zabili mnie.
...is another mistake to you....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.