Deszcz
Dla Pana mojego cierpienia i moich radości, dla tego, który nigdy nie zapomniał mojego imienia...
Na ulicy pusto
Mrok jak czarna suknia
snuje się po ulicy
A wesoła orkiestra gra...
Delikatnie puka do okien
Lekko potrąca parapet
Tańczy walca z wiatrem
który budzi srebrzyste liście
Dziewczyna wyszła na ulicę
Chce dotknąć małej iskierki
Lecz ona rozpływa się
w cieple jej rąk
Delikatnie obmywa
zmęczone palce
utkane z jedwabiu
Pragnie obudzić
uśpione serce
Trzęsie nim jakby
należało do niej
Idzie dalej
Krople deszczu wtapiają się w
zamarłe łzy oczu
Chcą by poczuła wstyd
budzący się w niej z jedną chwilą
milczenia
Zaglądają w każdy kąt
jej cierpienia
Odzwierciedlają uczucia ludzkie
kłębiące się w niej za długo
Te lustra tworzą kałużę
W kałuży jeden obraz
Jedna dziura samotności
Ona wciąga ją do swego wnętrza
i rani potwornie
Dziurawa parasolka
nie pobiegła szukać ratunku
Szczęśliwa potrącana podmuchem
nadsłuchuje…
A wesoła orkiestra dalej tańczy
walca…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.