dłonie zdrajcy...
Mowie ci kocham ... nienawidzac cie mowie odejdz ... pragnac bys został
tak dawno zapomniałam juz o tobie
nie chciałam pamietac o twym zapachu
drazniacym moje ciało
nie chciałam pamietac o twych dłoniach,
które dotykały mej duszy
chciałam zapomniec o całym twym ciele
udało mi sie...
nie sniłam o tobie wiecej
sama zyłam spokojnie w tym swiecie
przechodziłam przez kolejne dnie i noce
czółam sie jak w pieknym snie
jednak brakowało mi czegos!
wiedziałam...Ciebie...
moja podswiadomosc mi o tym mowiła
przypominałą na karzdym kroku słodki smak
twych ust
zaczełam podazac droga ciemnosci stapałąm
po cierniach
napewno ciebie tam nie bedzie...
ogladam sie za siebie czy nie kroczysz za
mna
pojawiłes sie przedemna...
miałes oczy zapłakane smutkiem
rece pokrwawione tesknota...
otulilam cie ciepłem mego ciała
zasuszyłam łzy w twych pieknych oczach
oczysciłam krwawiace dłonie
zaleczyłam czystym pocałunkiem
poczółam jak nagle robi mi sie ciepło
ogarnoł mnie przeszywajacy ból...
osunełam sie delikatnie na zimne
kamienie
zobaczyłam szyderczy usmiech nademna
pochyliłes sie i wbiłes głebiej
nóz w me umierajace serce...
chryzantemy złociste w półlitrówce po czystej stoja na fortepianie ...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.