Do NICH
Władza
Każdy krok do mównicy był ciężki
Nawet nie trudny i nie mozolny
Po prostu ciężki
Prosię stuka zabłoconymi racicami o
stopnie
Mieli w pysku kartki
Z własnym przemówieniem
Donośny przeciągły kwik
Słychać nawet w ostatnim korycie
Ale prosię i tak nie zmienia zdania
Więc po co się denerwować?
Mijają wieki,
Choroba kwitnie
W tym samym miejscu
Mija czas,
Szkarłat chichocze
Trawi bez ustanku
Kolejny rok
Kolejne spojrzenie
Następny don kichot moralności
Następne kwiaty
Rzucone pod pomnik szlachectwa
Czarnymi dłońmi
Lepkim od kleju
Czerwonymi wargami
Nabrzmiałymi pozą i racją
Kolejne słowa tak ulotne
Jak twarde
Tak nieprawdziwe
Jak szczere
Z białą koszulą i czerwoną twarzą
Z białym spojrzeniem i czerwonym umysłem
Smutny doktor bez oblicza
Wystawia diagnozę
„Bardzo mi przykro, proszę Pani
Ale ta choroba jest nieuleczalna
Zawsze taka była...”
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.