Dopóki cisza go nie pochłonie
Ciężkie chmury,
wiszą nad ziemią jak groźba,
a on ma tylko dłonie, by w razie deszczu
przykryć głowę.
Za oknem skończył się termin ważności
dnia.
We wszystkich domach,
noc rozwiesza sny.
Wiatr dygota w latarni płomieniach,
sprzedajne dziwki zachęcają słowem,
by pójść z nimi do łóżka lub napić się
wina.
W szeptach wstającego dnia,
srebrne nitki strumieni wiją się,
jak dłonie kieszonkowców,
w zatłoczonym autobusie.
Dzwony kołyszą się na wietrze,
słońce kąpie się w wodach rzek,
a ptaki głowy w skrzydła wtulają,
widząc jak idzie,
licząc każdy krok,
dopóki cisza go nie pochłonie.
Popatrzcie na niego.
Zapewne teraz, stojąc tak i patrząc na
rzekę,
rozmyśla nad ciałem
porzuconej kochanki,
nad jej małymi piersiami,
które chował w dłoniach jak mandarynki
i udami, silnymi jak rwące rzeki.
Teraz tego żałuje
i nie dowierza sam sobie,
mówiąc półgłosem :
czuję się, jakbym miał sto lat,
mój wierny cieniu
i żadnej lekcji nie wyciągnąłem jeszcze
z życia.
Dopóki cisza go nie pochłonie,
będzie szedł, poprzez miasta i wsie,
w szumie aut i spokoju mijanych pól.
Manuel del Kiro
Komentarze (3)
Póki życie trwa niech w wyznaczonym lub upatrzonym
kierunku zmierza.
Ładny wiersz. Pozdrawiam,
wiersz biały ale doskonały