Drażnisz deski swym ciałem
Nagi leżysz
w opuszczonej szopie
na skrzypiącej przy każdym twym wdechu
podłodze.
Drażnisz deski swym ciałem.
One wiedzą, że twoje miejsce nie jest
tutaj.
Chcą cię wygonić.
Uderzają w ciebie chłodem,
szpary przepuszczają ostry wiatr
a wybite okno irytuje każdym dźwiękiem.
Ty tylko się skulasz,
uzbrajając się w nowe drzazgi.
Tak to nowy dzień.
Słońce muska przyrodę,
ptaszek potrzepując skrzydełkami nuci
wraz z listkami drzew przyjemną melodię.
Chmurki na błękicie się tulą
a do nich uśmiechają się pierwsze
stokrotki.
Za to ty w pękach swych włosów,
w szarej skórze okrywającej kości
przestałeś już drżeć z zimna.
Masz trupią twarz
z zaschniętymi łzami i rozchylonymi
ustami.
Umierasz z bólu mając na ciele lekkie
zadrapania
i pod naskórkiem milimetrowe drewienka.
Niemym krzykiem się żegnasz
odrywając sobie głowę.
Magdalena Gospodarek
Komentarze (6)
Dramatyczny wiersz.
Pozdrawiam.
Smutno i życiowo,
ale ostatnie wersy też jakoś do mnie nie
przemawiają,jak mam być szczera.
Pozdrawiam ciepło;)
Pokazujesz kontrasty ale dwie ostatnie linijki mi nie
pasują. Na logikę - ten ktoś powalony życiem ot tak po
prostu odrywa sobie głowę? Przemyśl te wersy i
niektóre się o wyrzucenie prosi :))
przygnebiający wiersz; pozdrawiam
nie dyskutuje się z gustami poetów +)
o kurcze, nawet wilki uciekły głośno wyjąc :)