Droga agonio
Odwracam twarz ku palącemu słońcu, by z
żalem wyznać jak łatwo się poddałeś w
walce,
która zaczęła w nieludzkiej sprzeczności
pochłaniać nasze oderwane od siebie
zmysły
Wędrując nieskończenie długą ścieżką,
zatapiamy zmęczone serca w poczuciu
obciążającej winy,
w niełasce milczenia pokonując kolejne,
przemijające w agonii godziny
Wiatr zaczął poganiać krążące niespokojnie
przeznaczenie, które zataczając koło,
wróciło do punktu, gdy zastanawiałam się,
czy jesteś w moim życiu niezbędnym
elementem
Gdzieś w oddali, a może to już miesiąc, od
kiedy zabijamy siebie dzień po dniu,
powoli,
gubiąc sens wspólnie przeżywanego bytu
Albo też straciłam kawałek Ciebie w chwili,
kiedy odkryłam, ze budząc się u Twego boku,
każdego ranka
czuję przeszywający na przemian smutek,
gniew i ponurość monotonii
Udając, że z czasem będzie lepiej, wciąż
bezwiednie zasłaniam się wieloznacznym
uśmiechem, pragnąć,
by wraz z ostatecznym upadkiem, skończyć z
oczekiwaniem, ze któreś z nas wreszcie się
zmieni
Komentarze (3)
Smutna analiza związku. Prawdziwa. Pozdrawiam!
Po przecinku wcisnąłbym "enter" i troszkę lepiej by
wyglądało. Podzieliłbym również na strofy. Utwór
ciekawy chociaż prosty. Może być.
Mogłabym się pod tym podpisać.Pozdrawiam :)