Dwadzieścia lat później
Spotkania po latach, poruszają duszę.
Mrok już rozbił skorupę z pustych dni i
nocy
uwolnił zamkniętą w niej rozpacz i
tęsknotę.
Dusza obnażona rozpaczliwie szuka gdzieś
pomocy
i w blask Twoich oczu idzie na
piechotę.
W naczyniu z Twoich ust szuka
pokrzepienia,
rozkosz z niego wypita jak strumień
cudowny,
koi wszystkie lęki, przywraca
wspomnienia
Przejrzał się w blasku ognia okrutny
poranek
sny zmienił w potwory, ostatnią odebrał
nadzieję,
nie błyszczą już w nim Twoje oczy kochane,
nie rankiem go będę nazywać lecz
złodziejem.
Komentarze (1)
Straszne są te chwile, gdy sen okazuje się tylko
snem... rozwiewa nasze marzenia i nadzieję... dlaczego
miłość nie może po prostu być? Nocą, rankiem, w
południe? Dlaczego nie może tak się stać... czemu nie
ma na beju jednego poety, który ma wszystkie wiersze o
udanej miłości? Czy ona istnieje? Bo jeśli tak, to
dlaczego odchodzi, potem przychodzi nowa? Czy któraś z
nich miała w ogóle sens? Piękny wiersz, mimo tej
okrutnej goryczy która płynie z niego strumieniami...