Dworzec mojego zycia...
Dworzec mojego życia...
To tu wszystko ma swój początek
i swój kres..
jak dzień i noc...
niespełnione marzenie,
milczenie...
Dworzec mojego zycia...
Czasem pełne perony ludzi,
czasem pustka,
niemy krzyk...
krystaliczne szczęścia niebo...
lub ciemne chmury bólu mego...
Patrzę jak przyjeżdrza kolejny pociąg
smutku,
Nadeszła godzina odjazdu radości...
Biegnę...
gonię szczęście...
Lecz jak dogonic odjeżdrzający pociąg?
Biegnę...
potykam sie o kamienie , na torach mojego
życia...
Zapomnieć chcę...
Uciec...
nie da się..
Stanęłam tu dziś...
niebo było czyste jak wczorajsza łza..
Odjechał pociąg żalu...
Patrzałam jak wagon po wagonie,
przedział po przedziale
wypełnia się rozczarowaniem...
patrzałam jak rozsiadają się niespełnione
nadzieje...
jak zasypia tęsknota...
Stałam tak zapatrzona w przyszłośc...
i nagle ujrzałam pociąg...
Czekałam az dojedzie...
Widziałam że jest coraz bliżej...
taki inny...
niz te poprzednie...
Czekałam...
Wiedziałam już , że Miłośc sie nazywa...
Czekałam...
lecz konduktor los powiedział...
że póki co...
...ma czerwone światło....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.