Dwulicus
Jak mam odnaleźć drogę?
Jak mam poznać życia cel?
Przed wiekami Boże byłeś pośród ludzi,
Teraz tkwisz w sercach ich potomków.
Staram się odnaleźć wolność,
Staram się z umysłu wydobyć myśl,
Która, jak Gwiazda do Betlejem
prowadząca,
Poprowadzi me życie właściwą ścieżką.
Stoję u Twych drzwi Panie,
Stoję i kołaczę, jak najniższy z sług.
Wskaż mi drogę, gdzie odnajdę klucz,
Do serca, do mej nie odkrytej wiary.
Jestem wśród pastuszków w tej szopie
Co żeś tam dzieciątkiem się narodził.
Z laską pasterską i kożuchem na ciele,
Klęczę przed Tobą i chwalę w niebiosa.
Jestem w świątyni, gdzieżeś pozostał,
Choć inni udali się w drogę powrotną.
Siedzę odziany w strój faryzeusza
I słucham słów Prawdy z ust
dwunastolatka.
Patrzę na kobietę opartą o mur,
Trzymam w dłoni pobielany kamień.
Widzę Ciebie, jak mówisz do mnie:
„Kto jest bez winy, niech rzuci
pierwszy”.
O, hula wesoło wesele czyjeś,
I Ty też tam jesteś, Panie Wielki.
Zabrakło wina. Cóż pić teraz będziemy?
Lecz Jesteś. Woda na mych oczach winem się
staje.
Jestem wśród gęstego tłumu,
Widzę Piłata, Barabasza i Ciebie, Panie.
Raz krzyknę: „Jezus”, raz:
„Barabasz”.
Wraca rebeliant, morderca. Ty uwięziony.
Czuję miecz palący w dłonie.
Hełm, zbroja – jestem rzymianinem.
Nakładam Tobie koronę z cierni plecioną.
Podzieliłem Twą szatę i odchodzę.
Jestem pośród ulic miasta.
Idziesz z krzyżem na plecach swoich.
Podbiegam. Ze łzą podnoszę nasz krzyż.
Czuję drzazgi na plecach. Wziąłbym i
ciernie.
Biorę młot i wbijam srebrny gwóźdź,
Do Ciebie Panie, do Twej świętej dłoni.
Podnoszę krzyż, patrząc na Ciebie.
Mówisz: „ Boże, przebacz im, bo nie
wiedzą...”
A czy chcieliśmy wiedzieć?
Uzdrawiałeś, rozgrzeszałeś, dawałeś.
A my? – braliśmy i kłamaliśmy.
Tak wielka jest przepaść przez ludzi.
Synu Niebios, wybaczasz grzesznikom,
Wybacz i mnie, pozwól iść wiarą.
Wskaż jednak drogę, którą mi wybrałeś,
Bym mógł zadość uczynić za swe grzechy.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.