Dziesieć tęsknot
Na chmurce tak mdłej od codzienności skrywa
się moja osoba.
Nie wiedząc z jakiego powodu, egzystuje
tam, za ścianą mgielną.
W ułamkach sekund wieczności dostrzega
iskierkę...
Oślepiona tym światłem upadam na puch
szarej rzeczywistości.
Dotykam dna wspomnień, ażeby na dziesięć
centymetrów podnieść ciało ku górze.
Okaleczone, bezimienne ciało, które jest
już tylko ciałem...
A gdzie dusza?
Już dawno spakowała walizkę uczuć i
odjechała pociągiem do nikąd.
Serce wyrywa się wyżej i wyżej i
wyżej…
Znów spada… w otchłań bez dna.
Męczące.
I znów powraca pamięć tych dziesięciu
chwil, chwil chwilowo najpiękniejszych.
A za kolejne dziesięć mnie już nie
będzie.
Nie wyciągnę nawet dłoni, aby się
pożegnać,
Nie ogarnie mnie zwątpienie.
Nie zabiorę ze sobą mojego białego
misia.
Nic…
Przeczekam jeszcze kilka łkających nocy.
Kilka histerycznych wzruszeń.
Bo wiem, że warto.
Za dziesięć tęsknot ON przyjdzie po mnie.
Minęło dziesięć... ON nadal nie przyszedł.
Komentarze (2)
Ładnie napisane!+................
... trzeba zawsze wierzyć, że jednak wróci...