epitafium od niechcenia
Kiedy wieczór zamieniam na senność
Mona kładzie się obok i pyta:
ile wiary dziś ze mnie uciekło
w pięknych wersach i pustych zachwytach?
Po co wojny na słowa jak miecze?
Po co wiersze jak ogień czerwone?
Kiedyś trzeba się z ludzi wyleczyć
i człowieka do siebie przekonać.
Potem kładzie na ustach mi palec
i zachłannie przytula do piersi.
Mona nie chce bym pisał nas dalej,
bo jej trzeba autora nie wierszy...
Ach jak dobrze, jak cicho mi z tobą
w tym kochaniu wyśnionym na pamięć...
Tylko po co trumienkę znów wiozą,
w której mieści się każdy poranek?
Komentarze (10)
Bardzo ciekawe oblicze miłości.
aż westchnęłam... wspaniały wiersz, dziękuję za
możliwość przeczytania takiej Poezji :-)
ech..uwielbiam Twoje wiersze:)
Piękne smuteczki!
Pozdrawiam :)
zrozumieć wierszokletę nie każdy potrafi
pozdrawiam
Kto tworzy daje cząstkę siebie innym. Czasem to wiele
kosztuje.. coś co tym wiem. Nie wolno jednak tracić
tego pierwotnego zachwytu światem. Trzeba o to walczyć
i szukać. Może te przelane na zewnątrz myśli komuś
pomogą?
Inspirujący wiersz, dobre rymy, świetny tytuł...
Tylko Mony nie mogę rozgryźć.
Znam ją tylko z przepięknej szanty o łodzi
ratowniczej.
Pewnie chodzi po prostu o imię :)
Pozdrawiam !
Genialny.
Bardzo mądra jest ta twoja Mona. Pozdrawiam serdecznie
Świetny wiersz. Nie tylko słowem , a czynem...Warto
pamiętać.