gangrena
pamiętam to zimne spojrzenie
w kolorze spranego błękitu
słowa ubrane w czapki
biegały mi po głowie
karzeł obraził się i odszedł
opustoszały myśli
z twarzy spłynęła oczywistość
rodząc kałuże drwin
nie do śmiechu bywalcom szczęścia
świat w biskupim odcieniu
nie ma łez nie ma tła
ale próbuję malować
to jest jak twój poranny uśmiech
w lekko niedogotowanej kuchni
obrany z uczuć podgrzany
bez pieprzenia
Komentarze (3)
zimne spojrzenie sprowadza na ziemię.
Tak, gangrena...
"w lekko niedogotowanej kuchni"
wolałabym = w lekko niedogotowanej strawie, bowiem jak
się kuchnię uwarzy, to pokój temu domowi nikt już nie
powie.