Gdy zapada zmierzch
Leżę i myślę, rozmyślam tak nad sobą, nad
moim życiem i nad życiami innych bliskich
mi osób.......
Czy wszyscy tak robią, czy tylko ja jeden,
jedyny, inny od wszystkich potrafię wczuć
się w sytuację innego człowieka
Po chwili kolejna myśl,
Jakie te życie jest nędzne, co ja z niego
mam, czy nielepiej byłoby skończyć z tym
nieustannym cierpieniem......
Myślę co przyniesie następny dzień, czy
będzie tak beznadziejny jak ten
poprzedni,
Niby nic się nie wydarzyło, ale po całym
dniu jestem wrakiem, którego próbuję oddać
do naprawy, musi zostać naprawiony przez
noc, jedną noc.......
I ta walka,
walka pomiędzy moimi dwoma
osobowościami,
jedną z pozoru normalną, radosną, która
zakrywa tylko tę drugą, ciemną, ujawniającą
się bardzo rzadko lecz destrukcyjną,
walczą ze sobą a ja stoję i przyglądam się
temu pojedynkowi,
dziś wygrało moje wewnętrzne "ja", te
prawdziwe, mroczne,
boję się go, boję się siebie,
Co ja tu jeszcze robię, po co tu jestem,
niepotrzebny, zdołowany.........
Powoli zaczynają działać leki, puls się
stabilizuje, klatka nie unosi się tak
bardzo,
i co mi to daje, jeżeli ciągle mam mętlik w
tej przepełnionej smutkiem głowie,
po co mi to wszystko, po co mam pokazywać
radość przed światem, jeżeli nawet nie
dostrzegam jej piękna.......
Niech się to wszystko skończy, jutro może
zapomnę o smutkach, a zewnętrzna powłoka
przejmie kontrolę........
Chcę już usnąć, nie myśleć tyle, śnić o
tobie, chociaż dobrze wiem, że tak
niebędzie,
poprostu odizolować się na
moment........pa....................
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.