Gość w dom, Bóg w dom...
Tęskno mi Stwórco mój
za spokojem, który za dziecka koił sen
błogi,
za światem pełnym wszelkiej radości,
w którym nie było miejsca dla trwogi,
gdzie bale lalek kipiały złotem
w po cukierkowej materii szklistej;
tęskno mi za tym, przeszłym, odeszłym
w matowej wspomnień fali półmglistej.
Tęskno mi Stwórco mój
za tą ciszą, przepełniającą zachody
słońca,
gdy dzień w pobladłej swej dostojności,
promieniem wiotkim o wzgórze trąca,
żegnając ludzi aż do świtania,
gdy czernie nocy w świetle wypłucze,
a księżyc słońcu odda w władanie
niebo i chmurnych zastępów klucze.
Tęskno mi Stwórco mój
za człowiekiem, tym który kiedyś podał mi
rękę,
dławiąc swym gestem pełnym dobroci,
zło które dało nie lada mękę,
teraz niestety sam je zasiewa
i garścią całą zbiera zeń kłosy,
nie patrząc na to, że brat głoduje
i na swych plecach odczuwa ciosy.
Dlatego tęsknię za Tobą Stwórco,
chociaż prowadzisz mnie w opatrzności,
lecz coraz częściej boję się przyjąć,
w progi domostwa zdrożonych gości.
Komentarze (33)
Taka rozmowa z Bogiem daje ukojenie. Pozdrawiam.
...dziękuję serduszko, taki miałam zamiar, wywołać
refleksję:))
Świetnie wkomponowany temat obrazy trzeszczą na
przemian, dobrze urządzone przestrzenie czasowe.
Spójny. Pozostawia z dreszczykiem na plecach.