Grypa typa
Nie wiedziałem już co moje -
jakby mnie spreparowano,
przykry byłem, nieszczęśliwy,
gwałtowniejszy niż co rano.
Z kopa witał mnie zły humor -
chciałem warczeć na Anioła.
Rannym lwem jest chory samiec?
Tego pojąć nikt nie zdoła?!
Potem się zastanawiała
gdzie mi zmierzyć, jak głęboko,
żeby udobruchać lekiem
i przestało szklić się oko.
Nadal karmię kanibali,
choć nie widzę przeciwnika:
takie niby niepozorne,
a chłop o nie się potyka.
Komentarze (19)
Fajnie. Niejednego typa tak powala grypa. Zdrowia i
miłego wieczoru.
"Rannym lwem jest chory samiec?
Tego pojąć nikt nie zdoła?!" :)) Dobre!
Bardzo fajna, lekka z przymrużeniem oka autoironia...
przyciągnął mnie tytuł wiersza ale to co najbardziej
się podoba to puenta niby takie małe coś a jakie
zajadłe zupełnie jak Łokietek :)