Historia krótkiej miłości
Krótka historia
Mojej miłości
Niech nikt z Was tutaj
Mi nie zazdrości
Jakoś niedawno
To było w maju
Dzień był dość ciepły
W pustym tramwaju
Ostatnia wsiadłaś
Stałaś gdzieś z boku
Nikt nie zasłaniał
Twego widoku
To spadło jak grom
Z jasnego nieba
Takiej bogini
Mi było trzeba
Wstałem i chciałem
Podejść do ciebie
Oczy zamglone
Czy jestem w niebie?
Mogła natura
Biust taki ci dać?
Patrzę na niego
Nie mogę ustać
Lico łagodne
Można by ulec
Wszystko jest perfekt
W każdym szczególe
Usta różowe
Niczym malina
Boże, mój boże!
Co za dziewczyna
Szyja drobniutka
Tylko całować
Żadnej rozkoszy
Jej nie żałować
Tramwaj tak jechał
I się kołysał
Ja zapomniałem
Gdzie miałem wysiąść
Tak, już wiedziałem
To ta jedyna
Wpadłem w te sidła
Jak zajęczyna
Całą odwagę
W sobie zebrałem
Podszedłem bliżej
Już ją kochałem
W oczy spojrzałem
Przepiękne, piwne
Wydały mi się
Troszeczkę dziwne
Co miałem mówić
To powiedziałem
Otwarłaś usta
A ja słuchałem
To co dotarło
Do mego ucha
Jakby ktoś trzasnął
W łeb mnie obuchem
Wcale nie byłaś
Piękną dziewczyną
Podróbką byłaś
I transwestytą
Twarz mi pobladła
Zamknąłem oczy
Nim tramwaj ruszył
Szybkom wyskoczył
Jeszcze pamiętam
Widok chodnika
A potem wszystko
W ciemności znika
Tak to nam życie
Robi przewrotnie
Widzisz coś pięknym
A jest odwrotnie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.