Historia pewnego życia...
Minął już miesiąc od tragicznego
zdarzenia
Dla wielu osób, ON to… marzenia.
Lecz one są przeszłością, odeszły z
aniołami,
Dla tych osób były pięknymi snami.
Pragnęli go spotkać, dotknąć,
porozmawiać
Choć przez chwilę szczęśliwymi się
stawać.
Podziwiać jego umiejętności i cudowną
duszę,
Gdy nie mógł czegoś zrobić, szeptał
„muszę…”.
Ten niezastąpiony chłopak, żyjący
marzeniami,
Wolny czas po meczu spędzał z fanami.
Pozował do zdjęć z szerokim uśmiechem
Każde słowo w głowie rozbrzmiewało
echem.
Przed nim wiele lat szczęśliwego życia,
Wiele krętych dróg do przebycia.
Lipiec, środek lata, ślub w kościele
Jemu i Agnieszce życzyli szczęścia
wiele.
Młodzi mówili „do końca życia
razem”
Byli piękna niesamowitego, szczególnym
okazem.
Cieszyli się, gdy coś im się udało
Mieli wszystko, co chcieli, nie było im
mało.
Chwile radosne malowały się przed nimi,
Pomyślnością dzielili się z innymi.
Wrześniowego wieczoru wsiedli do auta
nowego,
Do Włoch jechali, zaczynała się kariera
jego.
Arek nie mógł uwierzyć w swe powodzenie,
Niedługo spełni się następne marzenie.
Zmęczony podróżą, zasnął grzecznie
Z żoną przecież było mu bezpiecznie.
Dojechali do Austrii, mknęli autostradą,
On dalej spał, nie posłużył jej radą.
Dziewczyna za kierownicą zmęczona była
Pospać, choć chwilę, o tym marzyła.
Zmęczenie zwyciężyło, oczy przymknęła,
Huk, uderzenie – wtedy się
ocknęła.
Auto zjechało na prawo, uderzyło w
barierkę
Łzy w oczach i ból sprawiały jej mękę.
Spojrzała przez ramię na męża kochanego,
Blachami samochodu przygniecione ciało
jego.
Na ubraniu krew zaczęła się pojawiać
Świat, oddalony zaczął się stawać.
Nic więcej nie pamięta, przytomność
straciła
Za sen przy kierownicy, śmiercią męża
zapłaciła.
Jej nic nie jest, on odszedł godnie z
aniołami
Nie obwiniaj się Agnieszko, nie dręcz
sumienia wyrzutami!
Widocznie tak musiało być, Bóg tego
chciał,
Mimo że śmiertelnie chorych do zabrania
miał.
Wybrał właśnie Arka, chłopaka młodego,
Nie myślał o Agnieszce, bo co mu do
tego?!
O sobie tylko myślał stwórca tego świata
Nie mógł zostawić mu życia na kolejne
lata?
Nie lepiej zabrać mordercy? Pedofila?
Mówisz do nich „jeszcze jedna życia
chwila”.
Gołemu takiej nie dałeś, choć był
wspaniałym człowiekiem,
Na najgorsze życia rany,
najodpowiedniejszym lekiem.
Zabrałeś go na zawsze, bez możliwości
powrotu,
Patrzyłeś jak odchodzi, uczyłeś ptaka
lotu.
Teraz on z nieba na żonę spogląda
Patrzy, co robi, jak żyje,
wygląda…
Czemu nie może tego robić, żyjąc?
Tylko za chmurką bezbronnie się
kryjąc…
Nigdy nie zrozumiem tego wszystkiego!
Spowodowałeś ból, krwawienie serca mego!
Boże, podobno jesteś niezastąpiony(?)
Kazałeś odejść jemu od żony!
Czy mam przestać wierzyć w Twoje
istnienie?
Czy musiałeś zniszczyć ich jedyne
marzenie?
Chcieli być tylko razem, do końca świata
Teraz ona nie zapomni tego tragicznego
lata.
Lecz, po co tyle się rozczulać do
Ciebie?
Przecież Ty słuchasz tylko i wyłącznie
siebie!
Następnym razem pomyśl, co czynisz
Czy za to, co robisz kiedykolwiek się
winisz?
Nie zabieraj więcej ludzi, godnych tego
świata
Jeśli nie chcesz zaistnieć pod
pojęciem… KATA!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.