Idąc zimową alejką...
Odsłaniam firankę i wyglądam przez okno,
Widzę spadające płatki śniegu...
Zrywam się,
Otwieram szafę i wyciągam kurtkę...
Ubieram ją,
Owijam się szalikiem i wyciągam z szafki
buty...
Zabieram jeszcze rękawiczki,
Schodzę po schodach i zakładam obuwie...
Naciskam klamkę,
Ciągnę i po chwili zamykam...
Zakładam rękawiczki,
Schodzę schodkami i przechodzę po
zaśnieżonym chodniku...
Przekręcam kulkę z furtki,
Ciągnę i po chwili zamykam...
W końcu idę,
Mijam latarnię...
Śnieg sypie z nieba,
Płatki są duże i puszyste...
Mijam jakiegoś człowieka,
Skręcam w inna alejkę...
Zrobiłam kolejne kilka kroków,
Zatrzymuje się...
Wzrok mój spuszczony na ziemię,
I utkwiony w kształt wyrysowany na
śniegu...
To serce,
A obok kroki...
Podążam ich śladem,
Znowu skręcam, ze wzrokiem nadal utkwionym
w śladach...
Patrzę do przodu,
I widzę, że ktoś biegnie...
Puszczam się za nim,
Doganiam...
To ty!
Obejmujesz mnie,
Całujesz...
Do ucha szepcesz słodkie słówka...
Obudziłam się...
To sen,
To tylko sen...
Dlaczego to nie może być rzeczywistość!?
Oburzona wstaję i wyglądam przez okno,
Zrywam się,
Otwieram szafę i wyciągam kurtkę...
Ubieram ją,
Owijam się szalikiem i wyciągam z szafki
buty...
Zabieram jeszcze rękawiczki,
Schodzę po schodach i zakładam obuwie...
Naciskam klamkę,
Ciągnę i po chwili zamykam...
Zakładam rękawiczki,
Schodzę schodkami i przechodzę po
zaśnieżonym chodniku...
Przekręcam kulkę z furtki,
Ciągnę i po chwili zamykam...
W końcu idę,
Mijam latarnię...
Śnieg sypie z nieba,
Płatki są duże i puszyste...
Mijam jakiegoś człowieka,
Skręcam w inna alejkę...
Zrobiłam kolejne kilka kroków,
Zatrzymuje się...
Wzrok mój spuszczony na ziemię,
I utkwiony w kształt wyrysowany na
śniegu...
To tylko jakiś duży odcisk buta...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.