Idę chodnikiem
Wstał blady świt.
Promyki wesoło musnęły mi twarz.
Czort rozpłynął się.
Budzę się i wstaję
w rytmie rock'n'rolla.
Idę chodnikiem.
Idę i myślę tak sobie:
Teraz wyłączę wszystkie czynniki.
Nic nie planowałem.
Szedłem tylko środkiem chodnika
czekając aż objawi się wolny wybór
i skręcę w którąś stronę.
Ale tak nie mogłem się zdecydować
i droga sama mi jakoś skręciła a z
naprzeciwka wyjechał pędząc samochód.
Idę chodnikiem
i tak sobie myślę:
po przeciwnej stronie ulicy idzie pies,
taki jamnik. On jest na pewno mi
przeznaczony z woli Boskiej, zawiedzie mnie
w inny świat, wskaże drogę do sekretnego
portalu... na pewno! Ale pies wszedł na
czyjeś podwórko i kupę tylko zrobił. Taką
zwykłą, niemagiczną.
Idę chodnikiem
i jest już ciemno. Słucham sobie
szatanistycznej muzyki i robię znak krzyża
przy kościele, kłaniam się sąsiadowi i
pomagam nieść siatki starszej pani. To jest
cynizm? Profanacja? Świetokradztwo?
Nie, to jest chyba akt wielkiej wiary.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.