* (idę, grzbiety ulic...)
idę, grzbiety ulic wybrzuszają się
prężą cekinowe brzuchy sunących
pod prąd aut
idę, nie wiem dokąd i dlaczego
dzień runął jak trup
na chude ramiona
na policzkach strupy krwi
i dziury w oczach
te pod żebrami
najbardziej ranią
bolą wszystkie
w przedpokoju
powoli
wyjmuję poszczególne gwoździe
ale zza ścian wystają nowe
są nie do wyjęcia
nie mam wpływu na
tętniące życie
sąsiadów
ich rekreacje, kolacje
i potrzeby fizjologiczne
o których nie chciałabym wiedzieć
gdy chce mi się spać
gdy chcę po prostu przytulić się
do bezpiecznej ściany
Komentarze (19)
trudno w tym świecie o ciszę, spokój i poczucie
bezpieczeństwa.
Życiowo. Podobają mi się metafory.
Pozdrawiam serdecznie :)
Bardzo metaforyczny i płynny znaczeniowo. Moje smaki.
,,Ściana'' się powtarza. Taka drobnostka.
gładź beztynkowa