Izrael zdobywa przestrzeń życiową
Wstań Hitlerku, twoje wielkie dzieło
rozkwita.
Przyjdź krewniaku teraz, Izrael cię wita
Z honorami, z izraelskimi sztandarami
Z gwiazdą Dawida – z dwoma
trójkątami.
Przyjdź Hitlerku, popatrz jak się morduje
ludzi!
W potomkach Aarona odwaga się budzi.
Ci „dzielni rycerze” zrabowanej
krainy
Czołgiem wjechali do bezbronnej
Palestyny.
Dla zabawy strzelają w ludzi, do
każdego;
Tutaj krew się leje z mordu
izraelskiego.
Czołg z daru USA jest cały zakrwawiony,
Niewinnych ludzi krzepnąca krwią
oblepiony.
„Waleczni” mordują, rozjeżdżają
z lubości
uciekające dzieci. Krzyk, miażdżenie
kości
zagłuszają strzały. Palestyńczycy giną,
zaciśnięte pięści są ich bronią jedyną.
Terroryści w czołgu bezpiecznie się nie
czują.
Mali Palestyńczycy piąstkami im
wymachują.
Strzałem trafić ich trudno, kryją się za
mury.
Czołgiem wjechać w gruzy strach; są
piwniczne dziury.
Zawracają. Jadą przez zabitych i rannych
Zadowoleni ze swoich morderstw
porannych.
Więc drugie śniadanie będzie im
smakowało.
Nagle czołg staną. Coś trzy razy
zapukało.
Załoga struchlała. Choć za dzielną się
miała.
Odważną udawała, jak w febrze zadrżała.
W tyle czołgu stuknęło, brzękło żelastwo,
stal.
Wystraszeni zbóje spojrzeli poza czołg w
dal
Skąd przyjechali. Patrzą i widzą na
jawie.
Są obrzezani, więc grzechy zrzucą przy
stawie.
Widok jest taki: droga usłana ciałami,
Czerwona z krwi płynącej gąsienic
śladami.
Poza drogą też są zabici, dobijani
Długimi seriami, bestialsko rozszarpani.
Minął poranek, słońce z zenitu już
świeci.
Gorąco, upał, z nieba na ziemię żar
leci.
Wiatru nie ma, rozgrzane powietrze
faluje,
Złociste promienie słoneczne załamuje.
Czołgiści trochę uspokojeni widokiem
Miłym dla nich, widzianym ich zbójeckim
okiem,
Patrzą, jeszcze patrzą – czegoś się
dopatrzyli.
Na drodze martwi Palestyńczycy ożyli!
Żyją, jeszcze się poruszyli, życie mają,
Są nieśmiertelni. Wszyscy zabici już
wstają,
Unoszą ręce z dłonią w kułak zaciśnięte.
Zgroza! Ich ręce są w łokciu znacząco
zgięte!
Błękitna mgiełka szybko widok zasłoniła
I czarną chmurą wóz pancerny otoczyła.
Cień strachu do czołgu wpadł. Załoga
zemdlała.
Jak w grobowcu taka cisza zapanowała.
Nie wiadomo jak długo trwało ich
omdlenie.
Dochodząc do przytomności – o
przebaczenie
Prosili. Chcieli trochę litości dla
siebie,
Że oni są wybrani, dla nich miejsce w
niebie.
Nie wiedzieli że żyją choć duszy nie
mają.
Żydzi Praw Bożych, dekalogu nie uznają.
Powoli Izraelici oprzytomnieli,
Co było i co jest już sobie
przypomnieli.
Rozległo się dzwonków dzyndzenie, werbli
granie,
To jest kwartetu dźwięczne zębów
kołatanie.
Są wystraszeni, lecz nie mdleją.
Wysiadają!
Przez właz z czołgu żabim skokiem precz
uciekają!
Rozproszyli się. Dowódca czołgu sam
wieje,
Nie wie gdzie pędzi. Przeżyć zbrodnię są
nadzieje.
Potknął się, z kolan powstał, jeszcze biec
próbuje,
Znów się potknął i leży. Przeszkodę
znajduje.
To dziecię martwe, patrzy na niego jak
żywe.
Ma nóżki zmiażdżone maleństwo
nieszczęśliwe.
Rączka z piąstką zaciśniętą jest
uniesiona,
Teraz przez uciekającego potrącona.
Czołgista aż zawył głosem dzikiego
zwierza,
Uciec stąd skokami jak najdalej
zamierza.
Zerwał się i na oślep dał susa przed
siebie
Wprost do dołu, latryny wykopanej w
glebie.
Dowódca krwawy przepadł, już się nie
wydostał.
Na ziemi po tym łotrze ślad butów
pozostał.
Jeszcze trzech wystraszonych z czołgu
uciekało.
Nie wiadomo co takiego się z nimi stało.
**********
Allach jest wielki i Allach jest
sprawiedliwy!
Dzielny Naród zwycięży i będzie
szczęśliwy!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.