Jak ptaka w locie...
Jak ptaka w locie pod nieba glazurą
Porwał w szaleństwie strop nieba na
wskroś
Przeszyły nićmi powietrza i chmurę
Tak wielka miłość porywa mnie wprost
W dal niezmierzoną w przestworza
niezmienne
Skryte w ogrom tajemnic, w niewiadomą
chwil
Jest co jest moje żywotne codzienne
Po wielką miłość unoszę ramiona
Pokonam jeszcze sto tysięcy mil
Wrócę
Na własne wzgórze słońcem przepalone
W złociste plamy pokoszonych zbóż
W potężnej flory świąt zawirowany
W mdlejące płatki przeźroczystych róż
Wszak to jest moje, żywotne, codzienne
Tutaj przeżyłam sto tysięcy chwil
Po wieczną miłość unoszę ramiona
Jestem na ziemi nad ziemią i ponad
Jak muza zdjęta z wielkopolskich pól.
Komentarze (2)
Prawdziwa milosc nie szuka poklasku :) Cieszy sie sama
soba :) Milo czytac jak ktos jest radosny
Podzial na strofy/ zdecydowanie potrzebny/ przeszyly
nicmi powietrza I chmure - w tym wersie cos mi z
logika I gramatyka nie pasuje / powiem tak : tresc nie
jest taka zla ale wiersz wymaga dopieszczenia /
pozdrawiam