Jaskinia
Stworzone na wyjątkowo nudnej lekcji jezyka polskigo
Ręką dziką stworzona
Przeraża
Ogromem swym, wielkością
Czerń w niej światłem przestraszona
Spada na twarz
Cicha, skrzydlata, czujna
Mrok pachnie stęchlizną
Otwieram ciemność
snopem latarki
Szum miliarda gwiazd
W sklepieniu podziemnego nieba
Patrzy...
Tysiącem roziskrzonych oczu nietoperzy.
Uczepione w półśnie
Zwisają milczące, szare
W miarowym rytmie
Jak w transie falują
Raz w lewo, raz w prawo
Otwieram mrok
Cichych zarośli stalaktytów
Chrząszcze błyskają skrzydłami
Jak krople rosy na gałęzi
Uciekając
Na nieprzytulną gładź ściany
Wszechstronny chłód
Rozkłada pajęczyny po ścianach
Najlżejszy ruch budzi na nich
Życie
Polują
Na ciche westchnienie muchy
Miękkość skrzydeł ćmy
Owłosionymi odnóżami
Obejmują potrzebę milczenia...
Stygnie wyrzeźbiona biel stalagmitu
Umiera na bezczynność
Schronieniem owada będąc
Mieszkaniem mchu, grzyba
Błyszczy wilgotną kroplą jak łzą
Gdzież są mieszkańcy salonów
Ciemności?
Pradawne szczątki wtopione w skały
Śladem zakrzepłych świtów i nocy
Tam głaz jak niedźwiedzia kształt
Zwinięty jak dziecko
Skamieniały we śnie
Tu gdzieś na ścianie
Cień kuny się kładzie
Porośnięty dywanem mchu
Gdzieś w rogu ryjówka
Tuli drżące ciałko
Do wilgotnego mroku jaskini
Przed lisem uciekając
Który przypadkiem tu zajrzał
Co ja tu robię?
Zafascynowana ciszą natury
Wracam
Ciasnym kominem wyjścia
W ciepłe objęcia promieni
słońca
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.