Jaskinia Platona
wydostać się, wydostać...
Jaskinia Platona
Bawię się cieniami
ruszam rączkami
a one rzucają znaki
na ścianę czerwoną jak maki.
To ogień płonie
łapczywie mnie pochłonie.
Stoją ze mną inni
i wszyscy zapatrzeni
w cienie przed nami.
Zafascynowani razem żyjemy
w jaskini niewiedzy żerujemy.
I tak nagle trach!
Coś się odzywa
w głębi duszy czy czegoś
coś nagle ożywa
i się tak uparcie kotłuje
że ten świat mi przed oczami wiruje
i zaczyna obrazy jakieś przewijać.
Czy to możliwe
że ja nie żyję?
Jakąś iluzją mnie karmią
widzę tą rzeczywistość nieidealną.
Co to ma znaczyć?
Co ja robię tu?
Uwolnić się,
wspiąć na mur?
Tam życie jest prawdziwe
mi od dawna przypisane.
Muszę się stąd wydostać
a jaskini ściany się piętrzą
do góry
w chmury...
Nie mam wyjścia
muszę ruszyć w stronę wyjścia.
Za wszelką cenę!
Wspinam się
rzucam na skały
ach jak bolą, rany...
Podaj mi rękę Boże!
dosięgnę, dosięgnę może!
Wyciągam ją chwiejącą
już czuję opuszek złocisty
kamyczek malutki
potknięta noga
i znowu znajoma podłoga...
tylko czy chcę? Przed przeczytaniem radzę się zapoznac z teorią Jaskini Platona. Bardzo ciekawa...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.