Jesień
Spójrz
Ile barw
Kompozycja doskonała, jakiej
Nie powstydziłby się najznakomitszy
Jubiler, choć do niedawna
Utrzymywał, ze rubin
Gryzie się z bursztynem.
W listowiu leży kasztan
Mruga zalotnie hebanowym okiem
Po co mi on, zmarnuje się
W domu. Niech leży tutaj dalej,
Tak bardzo potrzebny
Choc niepotrzebny nikomu.
Drzewa, znużone
Całorocznym śpiewem
Umilkły
I jakby z rezygnacją zrzucają odzienie,
które tak od wiosny
Poprzez lato składały
Dobierając misternie.
A ja, na gwałt, rozpaczliwie
Staram się odnaleść w powietrzu
Słodki zapach
Chociażby późnego lata.
Spokojna, nieco cyniczna
W wełnianej zbroi
W betonowej twierdzy
Topię smutki w kubku gorącej
Herbaty...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.