Jesienny sen
Zmierzch zapadł niespodziewanie
przynosząc zimny powiew,
wciskając się w szczeliny drzew
pozbawionych liści.
Na niebie ukazał się blady
sierp księżyca. Srebrne światło
odbijało się w szybach okien.
Dotarło do szopy z drewnem.
Siedziało tam małe stworzenie
o niedużych szpiczastych uszach.
Była to brunatna sówka,
niewiele większa od kurczęcia.
Zamrugała, świdrując spojrzeniem
żółtawych oczek. W pokoju
siedząc samotnie, jej myśli
krążyły wokół jego osoby.
I miała sen, piękny sen.
Pojawił się on, zamykając
ją w swoich objęciach, a wtedy
poczuła przyjemne ciepło.
Szepcząc do ucha miłosne
zaklęcia, jednym płynnym ruchem
podciągnął cienką koszulkę
do góry, pieszcząc gładką skórę.
Zaczął całować jej chętne,
ciepłe wargi. A ona
patrzyła w jego pociemniałe
niczym jezioro przed burzą oczy.
Całował tak, że pragnęła
zapamiętać ten smak na zawsze.
Wreszcie miała wrażenie, że
opuścił się na nią delikatnie.
Zaparło jej dech w piersiach,
gdy zaczął się przesuwać po jej
ciele w górę i w dół, niczym
żagiel po wzburzonych falach morza
zadzwonił telefon…
Tessa50
Komentarze (31)
o...telefon...
ale co tam, niech dzwoni...
potrafisz opisywać różne sytuacje, lekkie pióro...