Kabaret hack
Niewyspana wrona wpierała konary
niskiego dębu. Śmieci razem
z liśćmi zwiedzały nocny
krajobraz, co jakiś czas wypełniany
świeżym dymem spalin.
Czerwona zasłona rozbiegła się
w dwie strony. Chłopak ubrany
w stalowy garnitur zastygł w
głębokim ukłonie.
A tłum klaskał. Wył.
Krztusił się kawałkami konfetti.
Podmuch, który wdarł się przez
niedomknięte okno rozwiał jego
chaotycznie ułożone włosy.
Zacisnął palce ręki schowanej za
plecami. Nikt nie poczuł kurzu i
pajęczyn, które splotły jego myśli.
Nikt go nie widział. Wyprostował
się i wyszedł.
A tłum klaskał. Wył.
Krztusił się kawałkami...
Rozmokła kartka papieru siłowała się
z odrapaną ścianą:
23:30 w teatrze przy MIT.
Czarny ptak wpił
pazury w stalowy garnitur.
(ulotka opadła na kratę cuchnącego
kanału).
Zgasły latarnie przecznicy numer 6.
A tłum klaskał. wy(ł)...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.