KANAPKI
W moim życiu, jak w złej dramie,
Grały role dziwne panie,
Które obok seksu gratki
Serwowały mi kanapki.
Te kanapki, ważne wielce,
Zaświadczały o partnerce.
Z ich wyglądu wnioskowałem,
Z kim tej nocy w łóżku spałem.
Potem w pracy, przy śniadaniu
W oczach stawał mi ów anioł,
Który twórcą był sandwicza
I swym dziełem mnie rozliczał:
Z czułych gestów i hojności,
Z nocnych uciech i wierności.
W górę szły me notowania
Kiedym hasał z nią do rana.
Wtedy, częsta to praktyka,
Dokarmiała harcownika.
Grubo chleba, dużo masła,
By mu forma nie wygasła.
Z czasem etap był kolejny,
Ze stosunkiem do mnie chwiejnym,
Więc bywało, jak zgłodniałem
„Zrób to sam” sam
trenowałem.
Innym razem, bez przyczyny,
Bo nie stwierdzam w tym mej winy,
Odrzucała ingrediencje-
Tylko chlebek i nic więcej.
A jak była sfrustrowana,
Rozżalona, niewyspana,
To wkładała między szynkę
Choćby pieprzu odrobinkę.
Takim „wkładem” mnie
raczyła,
Kiedy złości swej nie kryła,
Kiedy kwitły w niej pretensje,
Jak w ogródku mym hortensje.
Z czasem siurpryz miałem dosyć,
Więc przestałem panią znosić.
Przełykając z głodu ślinę,
Sam coś brałem w złą godzinę:
Suchar, śliwkę podsuszoną,
Chleb razowy, winogrono
A do tego, prosto z beczki
Piwko, plus setka wódeczki.
Zostawiając miłej damie
To co nie jest chyba dla mnie:
Święty spokój, ranne klapki,
Przyszłość z innym i . . . kanapki.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.