Koniec
Boże...
czemu tak cierpię?
Me serce krwawi
i pali wnętrzności
po stokroć wydrzeć
z piersi bym je wolała
niż pozostawić te
co winnego życia mi dawać
dusi mą duszę i zabija
w okrutnych męczarniach.
Gdzie nóż?
Sztylet ostry...
Nim sama zginę
i Jego pociągnę
za sobą.
Z miłości nieczystej,
a pięknej móc będącą
rodzi się ma nienawiść.
Wzgardzona.
W otchłań wieczności
pociągnę i Jego.
I choćbym na wiekuiste
potępienie zastała skazana
i Ją ukarze
swą skrwawioną ręką.
I zanim skonam!
Zanim zimne ostrze
me serce rozedrze
spojrzę raz jeszcze...
ku niebu,
oj biada mi biada
nie godna przedsionka
Pana oglądać!
Splamione nie ręce
ale dusza cała
lecz cóż mi pozostało...
Cóż z jastrzębia bez skrzydeł?
gdy wie, że ciepła
słońca nie zazna,
a wiatru nie poczuje...
Dlatego, wybacz mi Boże
wybacz mi Panie.
Pozbawiona miłości
innych jej pozbawiam
ześlij kare
sprawiedliwą
sprawiedliwą
sprawiedliwą.
Wyrzekłszy te
ostatnie słowa
oddam ducha,
dokonałam żywota.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.