...Koraliki...
W dłoniach mojego boga zamknąłem swój
świat
Wspomnienia...radości...smutki
Zbyt późno zdałem sobie sprawę jak nie dać
się omamić... i teraz otoczyłem się
skorupą
Nie przebije jej twoja łza...
Nie otworzę się...zrobię to, kiedy różaniec
w dłoni pogubi koraliki...
Serce pulsuje...krew płynie szybciej...to
pewien rodzaj bólu
Odwracasz głowę i tylko kącikiem oka
obserwujesz...uśmiechasz się do siebie
Przecież już nic nie znaczy...już dawno
przestało cię to męczyć...
Wiec, dlaczego za każdym razem czujesz ten
stan??? To tak jakbyś chciał oszukać
siebie
Mówisz jestem twardy jak bruk...a wewnątrz
słaby i popękany
Czasem, gdy patrzę na krzyż chciałbym, aby
Jezus zszedł do mnie...
Ale to ja powinienem podejść do niego...to
ta infantylna skorupa...
Czyni mnie ofiarą ruchomych piasków
Kropelki snu na źrenicach...nawet nie chce
mi się zetrzeć
Mętny wzrok...mętne powietrze...mętne
dłonie z mętnym bogiem
Koraliki różańca spadają...
A wszyscy normalni zbierają je do
woreczka
...mam nadzieję, że nic nie
rozumiecie...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.